<< wstecz
Szczęśliwa trzynastka
Teraz ROCK
2010-04-01
Buldog
Szczęśliwa trzynastka
Buldog powraca. Bez Kazika, z nowym wokalistą Tomkiem Kłaptoczem. I z drugą płytą. Zatytułowaną intrygująco Chrystus miasta. Jeszcze lepszą niż pierwsza.
Jakaś dziwność
Odejście Kazika było dla zespołu ciosem, po którym mógł się nie podnieść. Kiedy powiedział nam, że rezygnuje, myślałem, że nic już z tego nie będzie ? przyznaje gitarzysta Wojtek Jabłoński. Dopóki Piotrek Wieteska nie wymyślił, że musimy znaleźć innego wokalistę.
No tak, to był cios ? potwierdza pomysłodawca, twórca i basista Buldoga. Ale mam taką filozofię, że nikogo do niczego nie zmuszam. Po co ktoś ma coś robić, skoro nie ma z tego zadowolenia? Nie było więc jakichś długich dyskusji, namawiania, nie było animozji. Przyjąłem tę decyzję i tyle. Ale zaraz zapewnia: Nie przypominam sobie myśli, żeby zakończyć tę przygodę. Było raczej: ?No dobra, co teraz??.
Wojtek wspomina: Wiedzieliśmy wcześniej o decyzji Kazika. Kiedy doszedł mu KNŻ, po prostu nie wyrabiał. Ale musieliśmy zagrać jeszcze trasę, która była umówiona wcześniej. A kapela była wtedy w szczytowej formie. Ostatnie koncerty, w Warszawie (4 czerwca 2009 w Mechaniku) i Sosnowcu (nazajutrz w Parku Sieleckim), były rewelacyjne. Kazik mówił wtedy, że żałuje, że odchodzi. Ale decyzji nie zmienił. I myślałem, że raczej nic już z tego nie będzie.
Wieteska przyznał kiedyś w wywiadzie, że właściwie nie wyobrażał sobie Buldoga bez Kazika. Zapytany o to dziś wyjaśnia: Kazik był dla mnie najbardziej pasującą osobą do tego typu muzyki ? z uwagi na naszą wspólną historię i tak dalej (jak wiadomo, Piotrek i Kazik założyli w 1982 roku Kult, kilka lat grali ze sobą i razem tworzyli, choćby słynną Krew Boga, natomiast dziś Piotrek jest menażerem zespołu). I nie wyobrażałem sobie, by ktoś inny mógł tu pasować bardziej. Ale gdyby wtedy na początku się nie zgodził, coś bym kombinował. Taki pomysł chodził mi po głowie ? wyłącznie na pierwszą płytę ? że może poprosiłbym różnych wokalistów, z którymi mam dobre kontakty, by każdy wykonał jedną piosenkę. Ale nigdy do nikogo się z tym nie zwróciłem, bo Kazik od razu się zgodził, co mnie bardzo ucieszyło.
I kontynuuje: Kiedy powiedział, że odchodzi, miałem świadomość, że nagle coś się zatrzymuje. Ale nie chciałem kończyć tej przygody. I pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, mówię szczerze, był Tomek Kłaptocz. Znaczy, nie wiedziałem nawet, jak się nazywa. Ale pamiętałem go z zespołu Akurat, który grał przed Kultem na Juwenaliach na dziedzińcu przed Uniwersytetem Warszawskim. Bardzo mi się podobał. Pamiętam, że krzyknąłem: ?Kurde, ale fajny wokal!?. I od razu pomyślałem o nim. Nie znałem wtedy jego przejść z Akurat, nie wiedziałem, że się poprztykali, że go wyrzucili. Dopiero gdy zacząłem o niego wypytywać, okazało się, że się rozstali, że chłopak jest wolny i mieszka gdzieś w Cieszynie. Obawiałem się, że może się wyalienował, zaszył w górach i nie chce już mieć do czynienia z muzyką. Ale zadzwoniłem, powiedziałem, o co chodzi i właściwie od razu się zgodził. Umówiliśmy się, że przyjedzie do Warszawy na próby. Zapewniłem go, że niczego po tym pierwszym spotkaniu nie oczekuję, że możemy pójść napić się piwa, możemy też sobie pobrzdąkać, ale nie musimy nic stworzyć ? nie chciałem, żeby był spięty. Ale chyba już na pierwszej próbie powstały dwa utwory. I całkiem fajne wokale. Wszedł w nas jak w masło. Zarówno mentalnie, jak i muzycznie. Bardzo go polubiliśmy i nie kumam, jak można było tak wartościowego człowieka wyrzucić z kapeli.
Wojtek potwierdza: Przypasował nam bardzo. Nie wyobrażałem sobie, że może być tak fajnie.
Również Tomek Kłaptocz bez trudu odnalazł się w Buldogu: To grupa fantastycznych ludzi, z których każdy ma w sobie jakąś dziwność i z tych dziwności i różnic powstaje porozumienie i poczucie humoru, które to porozumienie wzmacnia. Tolerancja wewnątrzzespołowa jest czymś, co towarzyszy wspólnej pracy i sprawia, że ta praca jest czystą przyjemnością i niemal zabawą. Tak było na próbach, po próbach i w studiu...
A Adam Toczko, realizator płyt Buldoga, dodaje: Powiedziałbym, że to nawet lepiej, że Kazik odszedł, bo powstało coś zupełnie nowego i oryginalnego. Inna wartość. Nie żadne udawanie, że to Kult czy coś jakby Kult. Tylko płyta, która wyzwala od tego obciążenia i tej przeszłości.
Odejście Kazika nie było wszakże jedynym ciosem, który dotknął grupę. Wcześniej z Buldogiem rozstał się Syn Stanisława, z którym Wieteska grał przed laty w Kulcie, z którym z tego zespołu odszedł i o którym mówi: Nikt nie pasuje do tej muzy, jeśli chodzi o brzmienie klawiszy, tak jak on.
Kiedy Syn Stanisława zrezygnował, szukaliśmy klawiszowca, który by go zastąpił ? opowiada. Przyszedł jeden, typ jazzmena, który sobie wyobrażał, że może z raz przyjdzie na próbę, opanuje materiał i wystarczy. Czyli nie byłby to człowiek z kapeli, tylko wynajęty muzyk. No i nie pasował nam mentalnie. Kiedy się z nim rozstawaliśmy, spojrzeliśmy na siebie z Wojtkiem i wiedzieliśmy, że nie. Mimo że muzycznie byłby pewnie dobry. Potem Adaś Swędera, nasz bębniarz, zaproponował Skutera (Piotra Skotnickiego-przyp.ww). I kiedy przyszedł Skuter, zanim zagrał choćby jeden dźwięk, wiedzieliśmy, że siedzi, że pasuje. No i Skuter zastąpił Syna Stanisława na koncertach. Ale kiedy odszedł Kazik i mieliśmy już na oku Tomka, Skuter powiedział, że dostał propozycję zrobienia muzyki dla Pono i chce się tym zająć. Czyli de facto zostawił nas i poszedł robić coś innego. Wtedy ponownie zadzwoniłem do Syna Stanisława. I Syn Stanisława zgodził się wziąć udział w tworzeniu muzyki na płytę. A w międzyczasie tak się zakręcił tym, co zaczęliśmy robić z Tomkiem, że zgodził się grać również na koncertach.
Syn Stanisława wyjaśnia: Głównym powodem mojego odejścia z Buldoga było to, że dla mnie jako dla człowieka wyznającego pewne zasady i starającego się ich niezmiennie trzymać Kazik stał się osobą zbyt kontrowersyjną. Nie podpisuję się pod tym, co śpiewa w niektórych piosenkach i ponieważ nie chciałem popaść w jakieś dwuznaczności, postanowiłem rozstać się z zespołem. Ale ponieważ Kazik zdecydował się odejść, mogłem znowu pojawić się ja.
To nie jedyne zmiany, jakie nastąpiły w składzie Buldoga w okresie pomiędzy pierwszą płytą, zatytułowaną po prostu Płyta, a drugą, Chrystusem miasta. W tym czasie rozbudowana została bowiem sekcja instrumentów dętych. Do Janusza Zdunka (trąbka) i Tomka Glazika (saksofony) dołączyli Jarek Ważny (puzon), ich kolega z Kultu, i Ala Gadomska (waltornia).
Wieteska wyjaśnia: Podczas trasy Buldoga, bodajże we wrześniu 2008 roku, pomyślałem: ?Zróbmy niespodziankę na przykład ludziom w Łodzi i zagrajmy koncert w poszerzonym składzie?. Jarek Ważny, który po odejściu Banana z Kultu dołączył do zespołu jako puzonista, od razu się zgodził z nami zagrać. Tak samo Ala Gadomska, która po odejściu Banana przysłała mi mail: ?Jestem na trzecim roku studiów muzycznych, uczę się grać na waltorni, coś tam, coś tam... Jakbyście potrzebowali kogoś grającego na waltorni, chętnie spróbuję.? Ale pomysł na Kult był taki, żeby nie brać już waltorni. Zadzwoniłem więc do Ali i powiedziałem, że w Kulcie to nie, ale może zagrać z Buldogiem. A kiedy już zagraliśmy koncert w tym poszerzonym składzie trąb, pomyśleliśmy: ?Jak to? Jak teraz grać tylko z trąbką i saksofonem? Przecież to w ogóle nie brzmi!?. Bo cztery trąby mają naprawdę potężną moc. I tak już zostało. Dziś nie wyobrażam sobie sekcji dętej bez kogoś z tej czwórki.
Super zgrana sekcja ? przekonuje Syn Stanisława. Janek Zdunek fajnie to wszystko spina. Szybko się między sobą konsultują, uwzględniając nasze sugestie czy pomysły. A Wojtek uzupełnia: Sekcja jest potężniejsza. No i przede wszystkim co cztery głowy to nie dwie głowy. Kiedyś wymyślali wszystko we dwóch, a teraz Jarek Ważny też się bardzo udziela. Na płycie wykorzystaliśmy wiele jego pomysłów na melodie i riffy trąb. Ala może nie komponuje, ale też poszerza brzmienie... I jeszcze raz Syn Stanisława: Ala, choć najmłodsza, super sobie radzi. Bardzo zdolna dziewczyna, szybko wszystko łapie.
Bez napinania się
Płyta ukazała się w 2006 roku. Chrystus miasta ? cztery lata później. Strasznie długa przerwa.
Myślę, że gdyby Kazik nie odszedł, byłaby jeszcze dłuższa ? twierdzi Wieteska. Jesteśmy przecież uzależnieni od wokalu. A Kazik ma tyle projektów, że z trudem znajduje na wszystko czas.
Prawda jest jednak taka, że grupie zostało z poprzedniej sesji sporo utworów, w tym kilka w wersjach skończonych, nagranych w studiu.&pl_160;Na dobrą sprawę wystarczyło dorobić jeszcze kilka i dawno można było wypuścić Płytę 2. Ale Wieteska nie chciał wydawać tamtego materiału. Z sesji do ?Płyty? zostało chyba pięć czy sześć utworów nagranych w studiu i zmiksowanych ? przyznaje. W tym chyba cztery z wokalem Kazika. Ale w moim odczuciu to są numery gorsze od tych, które się ukazały. Dlatego nie chciałem do nich wracać. Co prawda jeden, bez tekstu, jest rewelacyjny, ale Kazikowi nie udało się ułożyć do niego fajnego wokalu, a Tomkowi też nie wyszło. W tej sytuacji mogę go tylko dorzucić do jakiegoś singla jako kawałek instrumentalny...
Grupa przystąpiła więc do pracy nad materiałem od zera, już w nowym składzie, z Tomkiem. Wieteska podkreśla: Tomek przychodził na próby, kawałki były na bieżąco robione, dopasowywane, zmieniane. I kiedy wchodziliśmy do studia, wiedzieliśmy dokładnie, które numery nagrywamy. W przypadku pierwszej płyty tak nie było. Weszliśmy do studia, a do końca nie wiedzieliśmy, do których numerów Kazik ułoży wokale, jak to wyjdzie.
Wojtek uzupełnia: Przy pierwszej płycie było tak, że mieliśmy jakieś pomysły na zwrotki, na refreny, ale wszystko zależało od tego, jakie teksty napisze Kazik. Mieliśmy temat pod zwrotkę, temat pod refren, ale utwory ciągle nie były skończone i dopiero w studiu, kiedy Kazik dokładał wokale, wszystko było ustawiane. Ja później wielu rzeczy żałowałem, bo zupełnie inaczej bym zagrał ? mniej w niektórych miejscach, więcej w innych. Natomiast przy drugiej płycie od początku słyszałem wokal i to było bardzo inspirujące.
Wszyscy podkreślają, że nowa muzyka zespołu to wynik wspólnego wysiłku. Wojtek wyjaśnia: W Buldogu każdy coś wnosi do piosenki Tworzymy wspólnie.
A Piotrek potwierdza: Część utworów wyszła od moich pomysłów, część od pomysłów Wojtka. Ale numer to nie tylko pomysł, liczy się całość. Same akordy nie przesądzają o tym, czy powstanie dobra kompozycja. Jest na przykład taka piosenka, która wyszła od pomysłu Wojtka, ale dopiero gdy Syn Stanisława zrobił do niej klawisze, powiedzieliśmy: ?Kurde, ale to jedzie!?.
Chodzi być może o Deszcz jesienny, który narodził się w szczególnych okolicznościach. Wojtek wspomina: Piotrek zgasił światło i graliśmy w ciemnościach, tylko lampki wzmacniaczy się paliły. Wtedy takie mroczne klimaty powstają. I dodaje: Jest w tym kawałku coś doorsowskiego. A Syn Stanisława zauważa: Partia klawiszy w ?Deszczu jesiennym? jeszcze bardziej uwypukliła atmosferę jesiennego dnia...
Muzyka na płycie Chrystus miasta jest bardzo urozmaicona. Nie brak na niej oczywiście akcentów punkowych, nowofalowych, reggae?owych czy funkowych, które w twórczości Wieteski pojawiły się już w czasach, gdy grał w Kulcie i tworzył dla zespołu.
Punkowy klimat jest chyba najbardziej widoczny w ?Nędzy? ? mówi. I dodaje: Był jeszcze taki numer ?Wietnam?, do wiersza Juliana Kornhausera, bardzo punkowy, ale nie wszedł na płytę, bo wydał nam się zbyt prosty. Coś z ducha nowej fali jest z kolei w piosence Ty. Ja przyniosłem bas do tej piosenki ? wyjaśnia Wojtek. Wymyśliłem sobie, że zagram dźwięki, które nie są w harmonii. Dlatego to jest takie niepokojące. Dopiero dzięki klawiszom zrobiło się bardziej do słuchania...
Funkowo pulsuje utwór XI, ale co ciekawe, też wyszedł od pomysłu Wojtka, nie Piotrka. Piotrek dodaje: ?Do generałów? również wychodziło od funkowego beatu, ale w ostatecznej wersji to nie jest już takie wyraźne. Były też jakieś inne utwory funkowe, ale nam nie podeszły. I podkreśla: Ten funkowy groove na pewno siedzi we mnie i jeśli nie na tej, to na innej płycie będą jeszcze takie utwory. A jeśli chodzi o numery w duchu reggae, jak Mieszkańcy czy O chorym dziecku, Syn Stanisława uściśla: Tak naprawdę to bardziej w ska idzie teraz, jeśli chodzi o tempo...
Pewnym zaskoczeniem dla tych, którzy znają Płytę, może być piosenka Kamienice ? liryczna, klasycyzująca. Trochę tak ? potwierdza Piotrek. Przez te smyczki pewnie. Do nagrania rzeczywiście bowiem zaproszono sekcję smyczków. Syn Stanisława wyjaśnia: Pomysł smyczków powstał na klawiszach. Na koncertach pewnie wrócę do tego. Ale Piotr nalegał na smyczki i rzeczywiście, zupełnie inaczej to brzmi, niż gdybym ja zagrał na klawiszach. A Wojtek przyznaje: ?Kamienice? mi się z początku nie podobały. Moim zdaniem poszło to trochę za daleko w kierunku, który nie za bardzo mi odpowiada. Ale jak dograli do tego żywe smyki ? mieliśmy w studiu w Wiśle, gdzie nagrywaliśmy płytę, pięć wiolonczel i pięć altówek ? powstała całkiem fajna piosenka. Miła do słuchania.
Smyczki pojawiają się nie tylko w Kamienicach. Są też w ?Zaniku pamięci? ? wyjaśnia Piotrek. I jeszcze w ?XI?, ale to już w Warszawie dograliśmy. To był pomysł realizatora Adasia Toczko, żeby w refrenie dodać wiolonczele. Bardzo fajnie to zabrzmiało.
Smyki w Buldogu? Wieteska: Mocną stroną tego zespołu jest to, że nie mamy żadnych zahamowań czy blokad. Jesteśmy otwarci. I sięgamy w różne rejony. I albo publiczność to zaakceptuje, albo nie. Nie ma strachu, jak odbiorą to inni.
Całość wydaje się bardziej melancholijna niż płyta pierwsza. Choć nie brak jej zadziorności debiutu, robi wyważonej i dojrzałej. Wieteska potwierdza: Zgoda, ta płyta jest bardziej dojrzała niż pierwsza. Bardziej mi się też podoba niż tamta. A Syn Stanisława dodaje: To prawda, to jest inny Buldog. Wynik ewolucji. No, zmieniamy się. Cały czas jesteśmy kreatywni. Tak że powstał taki twór a nie inny, rzeczywiście o trochę innym klimacie niż ?Płyta?. Bardzo urozmaicony, jeśli chodzi o nastroje, tempa i ekspresję muzyki. Chociaż wsłuchiwałem się w te nagrania i moim zdaniem Piotr zachowuje swoje frazy i ja zachowuję swoje frazy. W każdym razie efekt jest super. Wojtek ekstra gitary podogrywał. To naprawdę kreatywny gitarzysta...
Adam Toczko, który płytę realizował, podsumowuje: To bardzo ciekawa płyta. Na pewno fajniejsza od pierwszej. Pod każdym względem ? i muzycznym, i brzmieniowym, i ogólnego obrazu. Bardzo fajne jest to, że nie ma na niej napinania się. Nie ma silenia się na pokazanie, że jesteśmy najlepsi. Po prostu grają taką muzykę, jaka z nich wypływa, jaka im się podoba.
Pierwszy przy stole
Zespół zdecydował się nagrać płytę na setkę- wszyscy razem, bez dzielenia utworów na poszczególnie partie. Adam Toczko opowiada:
Potrzebne było studio umożliwiające zrobienie czegoś takiego. Dlatego wybrałem Studio DR w Wiśle. Nie przesadzę, jeśli powiem, że jest to studio na najwyższym poziomie światowym. Świetne warunki, świetny sprzęt. Tam jest przecież jeden z najstarszych stołów Neve, z najlepszych lat. Wiąże się z nim zresztą pewna anegdotka. Ponieważ właścicielem studia jest chrześcijańskie Stowarzyszenie DEOrecordings, a Rupert Neve, twórca tego stołu, też jest człowiekeim religijnym, osobiście przyjechał do Wisły i sam im go podłączył.
Oprócz stołu Neve ? kontynuuje Toczko ? jest tam równie wyśmienity, dwudziestoczterośladowy magnetofon Studera, A?80. I połączenie tych dwóch rzeczy oraz warunków studia i świetnych mikrofonów daje efekty miażdżące, w każdym razie soundowo.
Wojtek potwierdza: Stół Neve zapewnia niesamowite brzmienie. W połączeniu z taśmą, z analogiem, robi takie ciepełko...
Taśma dużo wnosi ? przekonuje Adam Toczko. A do tego dochodzi aspekt psychologiczny, bo muzycy widząc taki sprzęt, nie komputery, gdzie można zrobić: copy ? paste, zupełnie inaczej się angażują, inaczej podchodzą do grania. A ich emocje słychać w muzyce. Dla mnie to jedna z najistotniejszych rzeczy. By było czuć, że grają żywi ludzie, którzy popełniają może jakieś drobniutkie błędy, ale całość jest autentyczna, żywiołowa.
I jeszcze jedna rzecz ? dodaje. Ponieważ studio jest położone zupełnie na uboczu, za miastem, to jeśli wyłączymy komórki, laptopy i tak dalej, odcinamy się od świata i możemy całkowicie skupić się na tym, żeby nagrać jak najfajniejszą muzykę...
Tomek widzi to podobnie: Atmosferze pracy w studiu pomogło z pewnością to, że wyjechaliśmy do Wisły, gdzie nie interesowało nas nic tylko płyta i wieczorne rozmowy w pensjonacie. Studio DR ze swoim położeniem spełniło swoją rolę z nawiązką.
. Wojtek wyjaśnia, skąd pomysł nagrywania na setkę:Kiedy się rejestruje wszystko oddzielnie, zwraca się uwagę na różne pierdoły. Na to, że ktoś jakiegoś dźwięku nie zagrał, albo zagrał trochę nierówno. Każdą partię chce się dopieścić. Natomiast gdy się gra razem, inne rzeczy są istotne. Obraz całej piosenki. A takie drobiazgi, że komuś się palec omsknął, mają mniejsze znaczenie. Dzięki temu muzyka jest żywa.
I dodaje: Nie znam zbyt wielu kapel, które poszłyby na coś takiego. Bo teraz wszyscy dopracowują, dopieszczają płyty, żeby było równo, ?po niemiecku?, a tutaj, wydaje mi się, słychać, że to zostało nagrane na żywo, że wszyscy ze sobą grają.
Oczywiście nagrywanie na setkę nie jest łatwe. Wystarczy przecież, że jedna osoba się pomyli i wszyscy muszą zaczynać od początku. Syn Stanisława wyjaśnia: Dużo ćwiczyliśmy, pracowaliśmy nad tym, żeby każdy zagrał dobrze. Staraliśmy się, żeby wszystkie szczegóły zostały dopracowane na próbach.
A Adam Toczko przekonuje: Na czternaście piosenek, które nagrywaliśmy, aż połowa weszła na płytę z pierwszego podejścia. Niektóre powtarzaliśmy po kilka razy, bo coś nam nie pasowało, ale nie było takiej sytuacji, że musieliśmy się zatrzymać, bo ktoś na przykład pomylił zwrotkę z refrenem, albo zagrał w ogóle nie to, co trzeba. Tak że zespół był mega wyśmienicie przygotowany. I tak naprawdę skupialiśmy się na tym ? ja tego pilnowałem ? żeby zagrać najbardziej ekspresyjną, najfajnieszą wersję, która buja, która działa na emocje.
A jak podczas sesji odnalazł się Tomek Kłaptocz? Adam Toczko opowiada: Tomek miał wcześniej inny zespół, z którym śpiewał, ale zdaje się, że nie najlepiej mu się z nim układało. A tutaj, wydaje mi się, trafił na bardzo dobry grunt, bardzo dużo życzliwości. I myślę, że sesja w Wiśle też mu bardzo otworzyła oczy, bo nie miał nigdy do czynienia z takim nagrywaniem, z takim tworzeniem muzyki. W każdym razie staraliśmy się wykrzesać z niego jak najwięcej siebie. I wydaje mi się, że bardzo dobrze sobie poradził, aczkolwiek jest to wokalista, który jednym bardzo przypadnie do gustu, a innym nie. Ale to dobrze, bo nie jest nijaki, jest oryginalny.
Sam Tomek świetnie wspomina współpracę z realizatorem, który jawi mu się jako stuprocentowy członek Buldoga. Mówi: W studiu tworzył genialną atmosferę luzu, zabawy, a jednocześnie był wymagający i mobilizował do pracy. Wyjaśnia też: Tylko dwa wokale nagrałem w Wiśle, a resztę w Warszawie u Adama Toczki. To miejsce również wspominam bardzo dobrze, mimo że samo nagrywanie wokali bardzo mnie spina, ale Toczas panuje nad atmosferą i higieną pracy, a dzięki temu spięcia idą w kąt. I jeszcze raz Adam Toczko: No tak, wokale dogrywaliśmy w Warszawie. Myślę, że dla Tomka to było dobre, bo mogliśmy kombinować, nagrywać różne wersje i wybierać najbardziej odpowiedni sposób śpiewania dla danej piosenki...
Trzeba dodać, że Piotrek Wieteska nagrywał płytę wkrótce po poważnej operacji kolana. To były właściwie cztery operacje w jednej ? opowiada. W rezultacie nie mogłem stać na lewej nodze. Nagrywałem na siedząco. A chodziłem o kulach.
Syn Stanisława podkreśla: Pomimo tego, że Piotr przeszedł poważną operację i czekała go długa rehabilitacja, radził sobie super. Był oczywiście przygotowany, miał odpowiednie stabilizatory, żeby praca chirurgów nie poszła na marne.
Bardziej na luzie opowiada o tym Wojtek: Trochę naśmiewaliśmy się z niego, że kaleka. Ale dzięki temu unieruchomieniu miał dobrze, bo nie musiał targać gratów. Siedział, wszyscy pomagali mu, jak mogli. Więc nie sądzę, aby miał powody do narzekania. Miał tę nogę usztywnioną na takim sprzęcie kosmicznym ? jakieś śruby, nakrętki, full metalu. Ale świetnie sobie radził. Gdy lecieliśmy na obiad ? w tym samym budynku na górze ? no to jak wyrwał, to czasami potrafił być pierwszy przy stole...
Ostre erotyki
Grupa nie śpiewa na płycie własnych tekstów, z wyjątkiem jednego. Piotrek Wieteska przyznaje: Życie wymusiło na nas takie rozwiązanie i prawdopodobnie tak będziemy funkcjonować. Ponieważ nikt z nas nie potrafi pisać fajnych tekstów. Ja jestem w tej dziedzinie antytalentem. Tylko raz podjąłem taką próbę, w ?80 roku, i nigdy więcej. Ale też dodaje: Jest na płycie jeden tekst Tomka, ?To nie jest moja ziemia?. Fajny. Być może przy trzeciej płycie Tomek okaże się tekściarzem...
Z kolei Wojtek Jabłoński mówi: Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że będziemy grać do wierszy, podszedłbym do tego pomysłu nieufnie. Ale to stało się tak naturalnie... Tomek śpiewa to wszystko tak, że do końca nie czuć, że to są wiersze. Poza tym dzięki niemu dowiedziałem się, że Tuwim pisał naprawdę fajne teksty.
Właśnie, grupa wykorzystała na płycie wiersze, głównie Juliana Tuwima, ale też Leopolda Staffa i Stanisława Barańczaka.
Pierwszy tekst został wybrany już na pierwszej wspólnej próbie ? wspomina Tomek. Był to wiersz Juliana Tuwima ?Mieszkańcy?. Wskazał go Piotrek, podpowiadając mi w ten sposób, czego oczekiwałby od warstwy tekstowej. Miałem nadzieję, że nie będzie oczekiwania, byśmy kontynuowali tematy Kazikowe, ale część tekstów jest moim zdaniem utrzymana w stylistyce poprzedniego Buldoga, chociaż większość w zupełnie innej.
Wyjaśnia też: Dobierałem kolejne teksty, kierując się wibracjami, jakie pojawiły się na próbach. Emocjami, które towarzyszą spotkaniu i współpracy takich a nie innych ludzi. W największym stopniu kierowałem się dźwiękami i to tymi, które brzmiały na próbach, na żywo, z emocjami. Piotrek przesyłał mi też jakieś pomysły na płytach lub mailami, ale te rzeczy nie były tak inspirujące jak wspólne próby.
I zastanawia się: Nie wiem, czy ?dobieranie? to dobre słowo. Powiedziałbym raczej ?wyczuwanie?. Wyczuwanie wrażliwości tekstu i łączenie jej z wrażliwością muzyki. Nie mogę powiedzieć, czy to było trudne, bo nie mam się do czego odnieść w tej kwestii, ale mogę powiedzieć, że było to bardzo emocjonujące i inspirujące.
Mówi wreszcie: Większość z tych wierszy poznałem, wertując książki w poszukiwaniach przedpłytowych. Część znałem wcześniej, ale stały się dla mnie ważne, stały mi się bliskie dopiero w połączeniu z muzyką. Te słowa w moim przekonaniu są nośniejsze z muzyką. Chociaż z pewnością znajdą się osoby, dla których niedopuszczalne jest to, co zrobiliśmy z poezją, ale jestem z kolei pewien, że pan Julian byłby zadowolony.
I podkreśla: Wszystkie te teksty są mi bardzo bliskie. Treść każdego z nich pokrywa się z tym, co sam myślę i chciałbym powiedzieć. Te obrazy, które powstają podczas czytania i słuchania, są wyraziste i obecne w naszej współczesności.
Piotrek ma podobny punkt widzenia: Te wiersze musiały odzwierciedać nasz sposób widzenia świata, myślenia o nim. Tuwim ujmował fantastycznie różne rzeczy w słowa i ja się pod tym podpisuję.
A Wojtek wskazuje nawet wiersz, który szczególnie do niego przemówił ? Ostry erotyk. To mój ulubiony tekst Tuwima. Bardzo życiowy. Gdzieś tam wokół siebie spotykam się z takimi sytuacjami, że najpierw się o kogoś walczy, a jak już mija ten okres ?gorącego plemnika?, wychodzą właśnie takie rzeczy ? że mąż, który kiedyś przychodził z kwiatami, w rękę całował, siedzi już tylko na kanapie i pije piwo...
Warto podkreślić, że wiersze udało się dobrać tak, że płyta robi wrażenie całości. Piotrek potwierdza: Troszkę tak jest. Powstał taki concept album w cudzysłowie. Również grafika, nasza strona internetowa i teledyski ? to wszystko będzie stanowić całość...
A dlaczego ta całość otrzymała tytuł od wiersza Chrystus miasta? Wieteska wyjaśnia: To jest tak, że ten utwór, z transowym basem, bardzo dobrze odzwierciedla moją wizję muzy. A druga rzecz to jakieś takie lekkie nawiązanie do naszej wczesnej działalności w Kulcie, kiedy wykonywaliśmy utwory nawiązujące do kwestii religijnych. I trzecia rzecz... Co tu ukrywać, Tomek wygląda trochę jak Chrystus (śmiech). W każdym razie można mieć takie skojarzenie. No i pomyślałem sobie, że to będzie najfajniejszy tytuł dla całości.
Warto dodać, że na płycie miał się też znaleźć świetny funkowy utwór do wiersza Zbigniewa Herberta Do Marka Aurelego. Niestety, wdowa po poecie nie wyraziła zgody na wykorzystanie słów napisanych przez męża.
Piotrek opowiada: W listopadzie zgłosiłem się telefonicznie do pani Katarzyny Herbert, ale mnie zgasiła i powiedziała, że należałoby najpierw wysłać list. Wysłałem list ? bez odpowiedzi. Gdy zadzwoniłem znowu, wysłała mi mail, że się nie zgadza. Odpowiedziałem, że szanujemy jej decyzję, ale bardzo nam przykro, bo wiersz ogromnie nam się podoba. Do maila dołączyłem nagranie w nadziei, że wysłucha go i zmieni zdanie. Ale już się nie odezwała. Podjąłem jeszcze jedną próbę i pojechałem do niej z kwiatami, żeby tak po ludzku ją poprosić. Niestety, pani okazała się nieubłagana. Nie wyraziła zgody. Trudno. Ma takie prawo.
Wojtek puentuje: W rezultacie na płytę wejdzie trzynaście piosenek. A to dla mnie szczęśliwa liczba, więc nawet się cieszę, że tak się stało.
Nowa historia
Zanim ten numer ?Teraz Rocka? trafi do sprzedaży, grupa Buldog będzie miała za sobą pierwszy koncert w składzie z Tomkiem Kłaptoczem ? w warszawskim Palladium. Czy przypomni jakieś piosenki z czasów Kazikowych? Czy ograniczy się do wykonania materiału z płyty Chrystus miasta?
Piotrek żartuje: Zagramy go dwa razy pod rząd. Nie! No, nie wiem. Musimy dociągnąć do półtorej godziny. Myślę, że ?Guns Of Brixton? wejdzie na bisy. Co jeszcze ? zobaczymy. I przypomina: Kiedy odszedł Kazik, podjąłem decyzję, że zaczynamy od zera. I nie będziemy już wykonywać starszych utworów, ponieważ nowy wokalista, kogokolwiek byśmy nie wzięli, zawsze byłby porównywany do poprzedniego... Nie, to nowa historia, nowy zespół.
A Wojtek dodaje: Kiedy ludzie przychodzili na koncerty Buldoga z Kazikiem, na pewno część, nie wiadomo jaka, chciała po prostu posłuchać Kazika, nie nas. To był Kazik i Buldog. A teraz mamy szansę pokazać się jako zespół. Tworzymy coś od początku i zaczynamy od początku. Nie jesteśmy naznaczeni legendą Kazika. I sami pracujemy na to, jaką będziemy kapelą.
WIESŁAW WEISS
Komentarze
(dodaj komentarz)